czwartek, 31 stycznia 2013

Paczka z Japonii ! :D




Wczoraj po powrocie do domu czekała na mnie niespodzianka- paczka z Japonii ! Umarłam ze szczęścia chyba 100 razy zanim ją w ogóle otworzyłam. Nadawcą był mój kolega, japończyk z którym od ponad roku codziennie piszę emaile. A teraz zawartość paczki:




-Pyszne coś, co jak wnioskuję ze zdjęcia z opakowania ma być czymś jak ' kulki lodów waniliowych'. W pudełeczku znajduje się 8 kuleczek. Są pyszne, mimo, że jestem na diecie i nie jem słodyczy już od prawie miesiąca, musiałam się skusić na jedną bo czego jak czego, ale słodkości z Japonii nie spróbować to grzech ciężki. Kuleczki są dosyć śmieszne w dotyku - miękkie, trochę przypominają mi... ślimaka xD Moja mama miała duże obawy przed spróbowaniem tego czegoś, ale po zrobieniu całej masy scen i min w końcu stwierdziła, że całkiem smaczne, ale " dziwne w dotyku ". To służy do jedzenia, a nie do dotykania, więc nie widzę problemu.



-Eyeliner Dolly Wink- na pewno go zrecenzuję w najbliższym czasie :) Chciałam go od bardzo, baaaardzo dawna i wreszcie trafił w moje ręce <333


-Paletka Dolly Wink z 4 cieniami. Recenzja pojawi się wkrótce :)
-Bibułki matujące Hello Kitty - nie wiem czy będę je recenzować xD Może kiedyś o nich wspomnę :)
  
- Podkładka pod myszkę z misiakaaaami <3 Nie lubię korzystać z myszki, ale chyba będę musiała to zmienić;D
-i prezent dla Mimi [ mojego szczurka ] też się znalazł xD Makoto ubóstwia mojego szczura tak więc sprezentował jej samochód ^___________^


To tyle. Czekajcie na recenzję japońskich kosmetyków!

Xoxo, Z.

niedziela, 27 stycznia 2013

Kremy bb - recenzja + fotki

Nareszcie przyszedł czas na napisanie notki o kremach bb ! Są ostatnio bardzo, bardzo popularne, więc nie mogłoby zabraknąć recenzji na ich temat na moim blogu. Może na początku napiszę, czym właściwie są te tajemnicze i mające zdziałać cuda kremy. [ Tekst skopiowałam z AsianStore ]
"BB Cream (krem BB) – Blemish Balm - to wielofunkcyjny produkt do makijażu o właściwościach nawilżających, odżywiających i leczniczych, często z zawartością filtra UV. Mocniej lub słabiej kryje, może być stosowany jako podkład i krem lub baza pod makijaż. W zależności od indywidualnych potrzeb można nałożyć go po dodatkowym kremie pielęgnacyjnym lub z jego pominięciem.

BB cream stapia się z cerą, sprawiając że twarz jest naturalnie wygładzona, z wyrównanym kolorytem, bez efektu maski typowego dla ciężkich podkładów.

Pierwowzór został opracowany przez niemieckich farmaceutów na potrzeby pacjentów po zabiegach chirurgii laserowej, aby pomóc skórze uspokoić się i regenerować, a także zmniejszyć widoczność skaz. Azjatyckie firmy kosmetyczne podchwyciły pomysł i wkroczyły z BB do drogerii.
"




Kiedy ja zaczynałam swoją przygodę z kremami BB [ ponad rok temu ] były praktycznie w Polsce nie znane. Wiedziały o nich tylko fanki kultury azjatyckiej lub fanki kosmetyków sprowadzanych zza granicy. Na allegro można było za duże pieniądze kupić tylko chyba najsławniejszy i legendarny krem bb firmy 79 Hot Pink. Oczywiście koreański. Krem nabyłam i chciałabym o nim krótko napisać. Nie posiadam niestety zdjęć, ponieważ używałam go wieki temu.
Hot Pink zdecydowanie rozkochał mnie w kremach BB. Jeśli chodzi o jego działanie to nie mam mu nic do zarzucenia. Przeszkadzał mi tylko kolor, ponieważ mimo, że krem sam się dostosowuje do koloru twarzy to jest mocno napigmentowany odcieniem różu. Twarz mimo wszystko zdaje się być lekko różowa co mi niestety nie odpowiadało. Kolejnym minusem jest to, że tak jakby nie do końca wchłaniał mi się w skórę.

Teraz przedstawię moją kolekcję kremów BB. Oczywiście wszystkie są koreańskie. Nie  jestem przekonana do europejskich bb kremów i raczej nie zamierzam ich kupować, jestem wierna azjatyckim cudeńkom mimo, że kosztują dużo więcej niż kremy Garniera, Maybelline, Eveline i całej masy innych firm wypuszczających na rynek swoje wersje.



Kremy BB - te koreańskie są raczej dla bladolicych :) Zazwyczaj są tylko w jednym odcieniu. Z kremów, które używałam wyjątkiem są tylko te firmy SkinFood - posiadają 2 odcienie, ale oba dosyć jasne. Poniżej fotki kolorów :)
 

Na tym zdjęciu może trochę lepiej będzie widać różnice w kolorach, ponieważ lekko je roztarłam.Kolejność kremów identyczna jak na zdjęciu wyżej.


Na pierwszy ogień idzie krem Lioele - Beyond The Solution. Ten krem był wielkim rozczarowaniem. Zapłaciłam za niego dosyć dużo, bo 60 zł za 30 ml. Przede wszystkim kolor - za ciemny. Okay, tutaj można winę zwalić na mnie, bo mogłam  kupić najpierw próbkę. Kolejny minus to zapach. Śmierdzi trochę jak perfumy starej baby - takie jest moje skojarzenie :D Jeśli chodzi o krycie, to muszę stwierdzić, że jest dosyć mocne. Na dodatek krem się nie wchłania, przynajmniej na mojej twarzy [ moja przyjaciółka też go używała i miała ten sam problem]. Nie ma też chyba SPF i PA. Jednym słowem - nie podoba mi się pod żadnym względem.  
Teraz czas na jednego z moich ulubieńców czyli SkinFood Aloesowy. Świetny, jasny kolor [ krem występuje w dwóch wersjach kolorystycznych, ja posiadam numer 1] idealnie dopasowuje się do twarzy.Jest leciutki,szybko się wchłania, krycie ma dosyć słabe, ale wystarcza na lekkie zaczerwienienia. Na dodatek ma piękny zapach. Posiada SPF 20 i PA+. Ma też właściwości nawilżające. Jest taniutki, za 50ml zapłaciłam chyba 60 zł o ile dobrze pamiętam. Polecam!       
Kolejne cudo firmy SkinFood to kremik tzw.grzybkowy. Nie martwcie się, nie wyczujecie w nim ani grama grzybków. Ma śliczny zapach. Działanie podobne jak jego aloesowy brat. Różnią się lekko kolorem, kryciem raczej nie. Grzybkowy ma większą przewagę nad aloesowym, ponieważ wybiela i jest antystarzeniowy. Dużo szybciej wchłania się w skórę i dopasowuje do jej koloru. Nie trzeba czekać kilku minut bo efekt jest natychmiastowy. SPF 20, PA+ i cena bardzo podobna. Poniżej fotki jak krem się prezentuje na twarzy.         



Akurat mam kilka syfków, więc zobaczycie jak krem radzi sobie z zakrywaniem tego typu problemów. Jest to zdjęcie oczywiście bez żadnych baz pod makijaż. Czyli moja skóra bez żadnych upiększaczy.





Tu już po użyciu grzybkowego kremu. Jak widać wygląda dosyć naturalnie i ładnie wyrównał koloryt. Jeśli chodzi o krycie to syfki są dalej widoczne, ale to jest KREM a nie PODKŁAD więc nie wymagajmy cudów. Moim zdaniem efekt jest na prawdę zadowalający.

Teraz czas na recenzję ostatniego kremu BB, który mam do zaprezentowania. Kupiłam go w tym tygodniu na allegro. Mam wersję Essential. "Wyjątkowo odżywczy BB cream, zawierający wyciągi z kawioru oraz morski kolagen. Poprawia elastyczność i jędrność skóry, działa przeciwzmarszkowo. Posiada doskonałe właściwości kryjące." SPF 30, PA++ - tu zdecydowanie prowadzi :) Jestem z niego zadowolona. Ma śliczny zapach, kolor, opakowanie, i można go kupić na allegro już za 35 zł z przesyłką - 30 ml. Mam wrażenie, że nie do końca się wchłania w skórę, ale jakoś to przeżyję. Krycie też jest okay. Nie jest zbyt mocne, ale troszkę większe od SkinFood. Poniżej fotki. 


 Twarz bez Holika Holika Essential

 ... i z Holika Holika ! :) 
Krycie tego kremu widać jeszcze bardziej na zdjęciach dłoni 
                                        Dłoń bez Holiki.Możecie podziwiać pamiątki zostawione przez moje zwierzaki :)
Dłoń wygląda zdecydowanie lepiej, mimo, że wciąż widoczna jest blizna.


Chciałabym jeszcze dodać, że przed odkryciem cudownych Kremów BB używałam na prawdę ciężkich podkładów. Na polskim rynku bardzo ciężko jest dostać podkład dla jasnych karnacji, więc często też musiałam używać za ciemnego. Kremy BB bardzo dobrze wpłynęły na wygląd mojej skóry. Kiedyś miałam lekkie przebarwienia a teraz nie ma po nich śladu. Nigdy nie zrezygnuje z używania tych koreańskich mazidełek, nie ważne ile by kosztowały. Polecam każdemu i ostrzegam - te kremy uzależniają! Jeśli użyjemy ich raz - już nigdy nie przestaniemy, a gdy jakimś cudem będzie trzeba nałożyć podkład - to będzie na prawdę duże cierpienie ;D




 



piątek, 25 stycznia 2013

Puder matujący CITY FASHION w kamieniu firmy HEAN - mój no.1 !


 Firma Hean niestety nie jest jeszcze za bardzo znana, ponieważ ich kosmetyki można znaleźć tylko w wybranych sklepach. Hean jest polską firmą, więc ceny są na prawdę fajne a jakość produktów znakomita.


Dziś recenzja pudru matującego w kamieniu CITY FASHION. Wcześniej używałam z tej samej serii rozświetlającego i byłam na prawdę bardzo zadowolona [ poleciła mi go moja przyjaciółka, która też jest jego wielką fanką ] , ale postanowiłam tym razem wypróbować coś co matuje.

Co pisze o nim producent?
"MATTE compact powder

Puder matujący nadaje skórze świeży naturalny wygląd na wiele godzin. Nie tworzy efektu maski i pozwala oddychać skórze, kolor wtapia się w skórę.Puder znakomicie nakłada się i jest bardzo wydajny.

Formuła nowej generacji oparta na składnikach naturalnych i minerałach zawiera m.in.:
- Dry Flo – transparentna skrobia kukurydziana skutecznie matuje i absorbuje nadmiar sebum
- zielona herbata – nawilża i pielęgnuje
- kakaowiec – delikatnie wygładza skórę
Posiada filtry UV."



[Puder w opakowaniu wygląda troszkę ciemniej niż po nałożeniu na skórze]



Zacznę od wymienienia plusów:
-cena [ 11 zł ]
-duża gama kolorów!- to było duże zaskoczenie bo często spotykałam się z tym, że miałam do wyboru tylko 3 odcienie i każdy był za ciemny
-wydajność - produkt mega wydajny! opakowanie starcza mi przy codziennym używaniu aż pół roku, czasami nawet dłużej [ oceniam na podstawie rozświetlającego. Matujący mam już 2 miesiące i już widzę, że wydajność ma taką samą]
-świetnie działa. Matuje, jest lekki, nie obciąża skóry, wygładza i lekko kryje zaczerwienienia.
-dosyć długo utrzymuje się na twarzy

Minusy:
-dostępność - w niewielu sklepach można go dostać, ewentualnie w internecie, ale wtedy trzeba czekać kilka dni no i dopłacać za przesyłkę
-nakładanie gąbeczką ODPADA. Tworzy się wtedy dosyć gruba warstwa pudru na twarzy. Trzeba go nakładać pędzelkiem



Podsumowując, polecam go bardzo mocno. Jest moim numerem 1 i mimo tak niskiej ceny spokojnie mogę go porównać do dużo droższych pudrów dostępnych w drogeriach. Warto wejść na stronę HEAN i poszukać sklepu w okolicy w którym można dostać kosmetyki tej firmy.
XoXo, Z.                                            


sobota, 19 stycznia 2013

Co zrobić z pokruszonymi cieniami + recenzja czarnych cieni My Secret

Dziś mam przyjemność zaprezentować Wam jedne z moich ulubionych cieni do powiek. Korzystając z okazji, że jakiś czas temu miały mały wypadek pokażę Wam też niezawodną metodę na to by naprawić swoje ukochane cudeńka do oczu :) Metoda jest raczej znana przez większość dziewczyn, ale nie zaszkodzi napisać.

 Czego potrzebujemy, aby skleić nasze ukochane, pokruszone cienie?
-rękawiczek gumowych [ nie jest to musowe, jednak dużo bardziej wygodne, zwłaszcza jeśli chcemy doprowadzić do ładu dosyć intensywne cienie i nie chcemy ich mieć pod paznokciami ]
-spirytus salicylowy


 Wlewamy niewielką ilość spirytusu salicylowego do cieni i ugniatamy palcem. Nawet jeśli zrobi się ' błotko ' bo przesadzimy z ilością płynu [ tak jak w moim wypadku ] - nie przejmujemy się tym:) Odstawiamy w spokojne miejsce, aby spirytus mógł wyparować/wyschnąć. Gotowe! Polecam zostawić je na 24h.

Nie wpływa to w żaden sposób na jakość cieni!





A teraz czas na recenzję :)
Kupiłam cienie My Secret Matt jakieś dwa lata temu. Potrzebowałam CZARNYCH, a nie szarych. Wiele razy zdarzało mi się kupić pozornie czarny cień, który na oczach był po prostu ciemno szary, a nie kruczoczarny tak jak tego oczekiwałam. Do My Secret Matt nie wiązałam wielkiej nadziei bo kosztowały mnie tylko 8-9 zł. Miło mnie jednak zaskoczyły podczas pierwszego nakładania na oczy.

Zalety:
-są to cienie CZARNE jak smoła! Wystarczy ODROBINKA na pędzelku,żeby nałożyć je na całą powiekę i cieszyć się ciemnym kolorem
-niesamowicie wydajne, właśnie przez to, że nie trzeba wywalać połowy cieni, żeby uzyskać wymarzony kolor. Mam wrażenie, że jedno opakowanie starczy na całe życie :D w ogóle nie widać ubytków
-bardzo łatwo dostępne - kupimy je w każdej Naturze
-tanie
-duża paleta kolorów - nie wiem jak inne kolory, ale ten jest bezbłędny
-trwałe - wytrzymują cały dzień
-można stopniować kolor. Jest to dosyć trudne dla osób początkujących lub takich, które są zdolne inaczej [ czyt. ja ], ponieważ można sobie nimi wymazać całą twarz i wszystko wkoło

Wady:
-podczas nakładania obsypują się na policzki i ciężko je z nich usunąć więc trzeba BARDZO uważać robiąc makijaż

Poniżej fotka z mejkapem, który udało mi się wyczarować tymi cudeńkami :)


















XoXo, Z.

sobota, 12 stycznia 2013

Laminowanie włosów - zabieg, który wykonasz sama w domu!

Po długiej nieobecności powracam z postem o laminowaniu... włosów! Laminujemy głównie dokumenty, chroniąc je przed zniszczeniem. Z włosami możemy zrobić dokładnie to samo ! Zabieg można przeprowadzić w salonach fryzjerskich, niestety w Polsce trzeba się sporo naszukać, żeby trafić do takiego zakładu, który oferuje takie zabiegi. Po co szukać, skoro można to zrobić w domu ? Laminowanie włosów w domowych warunkach jest wbrew pozorom baaaardzo łatwa. 

Co daje laminowanie włosów? Nasze włosy otrzymują proteiny, które sprawiają, że kosmyki są sypkie, miękkie i łatwo się rozczesują.Nie puszą się i są prostsze. Są też odporne na szkodliwe czynniki zewnętrzne i bardzo
ładnie się błyszczą.

Oczywiście sprawdziłam tą metodę na swoich włosach i muszę przyznać, że jestem zadowolona. Połysk, miękkość i zdrowszy wygląd - natychmiastowo odczuwalne po wykonaniu zabiegu :) Nie zaobserwowałam jednak 'wyprostowania' włosów.

Uwaga! Zabiegu nie można wykonywać częściej niż 4-5 myć. Jeśli przesadzimy z laminowaniem to nasze włosy 'przedawkują' protein i zaczną się łamać i będą bardziej suche. Z każdym myciem proteiny będą się wypłukiwać, więc po kilku kąpielach spokojnie możemy powtarzać zabieg.

Okay, a teraz czas na przepis z którego osobiście skorzystałam :)



Etap I
Potrzebne będą:
-żelatyna spożywcza
-gorąca woda
-łyżka
-miseczka
1 łyżkę żelatyny mieszamy z ok. 3-4 łyżkami gorącej wody do czasu aż nasza mieszanka będzie dosyć ' gładka'.






Etap II
Mieszankę odstawiamy i idziemy umyć włosy :)

Etap III
Do mieszanki dodajemy kolejne składniki:
-sok z cytryny - około 1 łyżka [ sprawi, że włosy będą bardziej błyszczące ]
-łyżkę ulubionej maski/odżywki
-małą łyżeczkę olejku do włosów - ja użyłam jaśminowego
Mieszamy wszystko i zostawiamy na włosach 45 minut. Dodatkowo zakładamy foliowy czepek lub po prostu foliową siatkę :)))
Etap IV
Spłukujemy [ nie myjemy!] mieszankę, rozczesujemy włosy i układamy jak zawsze:)

Miłego laminowania !
XoXo. Z.